"Nie taki diabeł straszny…?" (cz.2/2)
To nie pierwszy raz, kiedy rodzina
Anytsuj spędza czas nad morzem. Zanim Jose wyjechała
do Anglii co roku w wakacje pan Christopher przyjeżdżał z dziećmi w okolice
Charleston. Był to czas kiedy wszystkie dzieci, nawet już te dorosłe ze swoimi
rodzinami spędzali razem kilka dni. Jose, gdy tylko mogła chodziła na spacery
po okolicy. Dobrze znała już te nadmorskie lasy. Kiedyś denerwowało ją to, że
zawsze wynajmowali miejsce noclegowe tak daleko od morza. Robili to, ponieważ
pokoje w hotelach przy plaży były zbyt drogie dla tak dużej rodziny. Teraz
cieszyła się, że dzięki wędrówkom po lesie mogła się uspokoić, skupić i
pomyśleć. Pomyśleć o wszystkim, a dziś szczególnie o jednej osobie. Im bardziej starała się zapomnieć o Jamesie, tym
bardziej chciała o nim myśleć. Pragnęła móc na niego choć zerknąć, jednak bała
się, że ktoś to zauważy i ją wyśmieją. I on ją wyśmieje przy wszystkich.
Zakochała się w nim, ale wiedziała, że nie ma szans.
Zaczęło się
ściemniać. Dwanaście osób zajęło pokoje w domku letniskowym i rozpakowało się.
Nikt z wyjątkiem przyjaciółek Jose nie zwrócił uwagi, że zniknęła. Dopiero po
kilku godzinach Olivia i Sara postanowiły spytać Alexa, czy wie gdzie jest jego
siostra.
-
Pewnie zaraz wróci. Ona uwielbia morze, więc na pewno już
siedzi na plaży- powiedział.
Ale
nie wracała. Już nie tylko jej przyjaciele, ale
cała reszta zaczęła się zastanawiać, gdzie ona jest i czy nic się nie stało.
Próbując dodzwonić się usłyszeli cichutka melodię „Efter solsken” zespołu
Panetoz dochodzącą z jej torby. Kilka zniecierpliwionych osób poszło do swoich
pokoi, w salonie zostali Alex oraz przyjaciele Jose – Olivia, Sara, Tim i
Victor. Tom i Daniel postanowili iść na plaże, ale nie znaleźli jej. Niedługo
po nich z domu wyszli i inni, ku zaskoczeniu wszystkich James również do nich
dołączył.
O północy wszyscy,
z wyjątkiem Sary i Olivii, które zostały w domu na wypadek gdyby wróciła,
szukali Jose. Pierwsi, tuż przed wschodem słońca, wrócili przyjaciele braci i
John, niedługo po nich zaczęli wracać inni. Zdenerwowany Tim stwierdził, że to
winna Jamesa i gdyby on nie przyjechał nie doszło by do takiej sytuacji. James
nic nie powiedział, wyszedł przez ciągle otwarte drzwi.
-
Znając naszą siostrę pewnie siedzi na dworcu w Charleston i
czeka na pociąg do Atlanty – rzucił za nim Tom.
Postanowili poczekać
i po południu zadzwonić do taty. Jeśli Jose zamierzała wrócić do domu to będzie
na miejscu około 14. Jednak James nie wrócił do mieszkania. Postanowił jeszcze
raz sprawdzić na plaży. Nadal nikogo tam nie zastał, było zbyt wcześnie na
jakich kolwiek wczasowiczów. Zdenerwowany, sam nie wiedząc dlaczego, kroczył
szybko po plaży. 700 metrów na lewo od wynajmowanego domu, na skraju lasu
zauważył poszukiwaną osobę. Jose stała i patrzyła na wschód słońca. Chodź nogi
grzęzły mu w piasku, szybko podszedł do niej.
-
Zwariowałaś! Wszyscy Cię szukali. Pewnie jadą
już do Charleston lub dzwonią do Twojego Ojca! – wykrzyknął zatrzymując się
przy niej.
-
Możesz mnie zostawić w spokoju? – powiedziała niemal ze łzami
w oczach.
-
Nie – odpowiedział krótko James.
-
O co Ci chodzi? Od pierwszego dnia mnie prześladujesz. Nie
tylko w stosunku do mnie zachowujesz się podle. Mam dość unikania Ciebie. Chcę…
- nie dokończyła... James popchnął ją na pobliskie drzewo. Próbowała się
wyrwać, ale to na nic. Obiecała sobie przecież… Wiedziała jaki on jest. Łzy
napływały jej do oczu. Jeszcze chwilę się szarpała. James nie dawał za wygraną.
Przytrzymał ją mocno, popatrzył głęboko w oczy i… pocałował. Pocałował… i już
nie chciała żeby przestał.
Otworzyła
oczy i zobaczyła jego twarz tak blisko jak jeszcze nigdy dotąd. Pierwszy raz
uśmiechał się do niej. Nie kpiąco i zawadiacko, ale spokojnie i czule. Nadal ją
trzymał w ramionach. Wyswobodziła się, chodź nie było to łatwe przez drzewo,
które miała tuż za plecami. Była przerażona. Zaczęła biec. Zboczyła ze ścieżki,
szła szybko mijając połamane gałęzie i niewielki krzaczki, ale James znalazł
się tuż za nią. Płakała. Zagrodził jej drogę. Chwycił ją za rękę i przytulił do
siebie nic nie mówiąc. Serce biło jej jak szalone.
W drogę powrotną szli za
rękę, nie odzywając się. Choć Jose próbowała się wyrwać, on jej nie puścił.
Dopiero, gdy minęli bramę wejściową na wynajętą posesję dziewczyna łamiącym się
głosem zapytała:
-
Dla..dlaczego ja?
-
Bo dla mnie jesteś wyjątkowa.
...był
piękny poranek Jose obudziła się w swoim pokoju. Całą
noc coś jej się śniło, ale po przebudzeniu nie mogła sobie przypomnieć co to
było.
Kiedy możemy się spodziewać kolejnej części?
OdpowiedzUsuńDaty publikacji poszczególnych części znajdują się w zakładce opowiadania.
UsuńZachęcam do wyrażania własnego zdania nt danych części.
Im więcej komentarzy, tym notki będą się szybciej pojawiać niż to zaplanowane.
15 części jest już napisane. Kwestia opublikowania.
Pozdrawiam, Justyna
Kaichou wa maid sama. Mam rację?
OdpowiedzUsuńPs. Chodzi tylko o obrazek.
Kaichou wa maid sama. Mam rację?
OdpowiedzUsuńPs. Chodzi tylko o obrazek.